Postautor: Greebo » 06 grudnia 2012, 09:01
Przed mecz pisałem ze jak mecz się dobrze ułoży to jesteśmy w stanie wygrać w miare spokojnie, ale ze jednak radziłbym się nastawić na standardowy euroligowym mecz przy R22. Jeśli ktoś nie wiedział co oznacza „standardowy” przebieg meczu euroligowego w naszej hali, a oglądał wczorajsza relacje to już wie. Najpierw w miarę wyrównany początek, potem kilka/kilkanaście punktów przewagi rywalek a od początku 3 kwarty nasz pościg przy coraz mocniejszym dopingu. Ile takich spotkań rozegraliśmy w ostatnich kilku sezonach? Liczba to już zapewne dwucyfrowa.
Były tez pewne odstępstwa od normy, jak np. dość wysoki wynik. Tego typu mecze z reguły zamykają się w Ok 120 punktach rzuconych przez oba zespoły. Dziś padło ich sporo więcej – tak po mniej więcej 5 pkt na zespół w każdej połowie za dużo by móc uznać to spotkanie za model nadający się do umieszczenia w Sevres.
Samo spotkanie jak dla mnie stało na całkiem przyzwoitym poziomie. Było co prawda słabsze od tego ze Spartakiem, ale tez o klasę lepsze niż mecz z Gyorem. Tarsus tak jak się spodziewałem okazał się silnym rywalem, na pewno dużo mocniejszym niż choćby właśnie Węgierki, ale i nasza gra mimo ciągle sporych niedociągnięć była dużo lepsza niż wówczas. Zwłaszcza nieźle prezentowaliśmy się w ataku. 35 punktow rzuconych do przerwy a 74 w całym meczu to dorobek bardzo przyzwoity. Rozkład punktow tez był w mojej ocenie mniej więcej taki jak powinien być. Majac tak a nie inaczej zbudowany skład zakładam, ze nasz duet Amerykanek powinien „generować” średnio Ok 35 pkt w meczu euroligowych a drugie tyle powinna dorzucać reszt zespołu. A te 70 pkt powinno docelowo dawca nam wygrane w zdecydowanej większości spotkań. I to dość pewne.
Wczoraj Amerykanki zdobyły punktów 41, reszta 33, a wiec w ataku „swoje zostało zrobione”. To że taki dorobek mógł nam i tak nie wystarczyć do wygranej to w głównej mierze kwestia problemów w obronie, zwłaszcza w 1 połowie a także na początku 3 kwarty. Niestety nie weszliśmy w ten mecz tak skoncentrowani jak przeciwko Spartakowi, brakowało zespołowości i rywalki nie miały problemu z wyrabianiem sobie pozycji rzutowych. A ze co jak co ale rzucać to potrafiła, to było rzeczą dośc oczywistą. W pierwszej części szalała punktowo zwłaszcza Doron, i nie ma się co dziwić, jak się jej dobrze nie przypilnuje to jest bardzo groźna. W europie jest mało zawodniczek obwodowych mających takie zdolności rzutowe i taką łatwość wyrabiania pozycji.
Tarsus nie miał tez większych problemów z rozbijaniem naszej strefy i to akurat mogło nieco dziwić. Bo co prawda nie jesteśmy orłami w tym zakresie, ale jednak można się było spodziewać ze rywalki będą miały wówczas większe kłopoty. Tymczasem pokazały naprawdę bardzo dobra organizacje gry, piłka krążyła az miło i całe szczęście ze Jozek w 3 kwarcie dość szybko nakazał powrót do obrony każdy swego, a Alane oddelegował już bezpośrednio do krycia Doron. To mocno przyhamowało rozpęd Turczynek i zaczęliśmy systematycznie zmniejszać dzielący nas od nich dystans. Tak czy inaczej nad gra oborana musimy mocniej popracować. W ostatnich sezonach to właśnie tym elementem wygrywaliśmy większość spotkań. Teraz poki co często ona szwankuje. Nawaliła w 1 połowie meczu w Pruszkowie, nawaliła i wczoraj choc oczywiście w ostatnich 15 minutach wyglądała już o klase lepiej.
Indywidualnie oczywiście nr 1 była po raz kolejny Tina. W eurolidze jest póki co nie do zatrzymanie. W każdym meczu w tych rozgrywek pokazuje niesamowite umiejętności i naprawdę rywalkami mogą momentami opadać ręce gdy mimo mocnego krycia jej kolejne rzuty znajdują droge do celu. Otwartym natomiast pozostaje pytanie skład się bierze az taka dysproporcja miedzy jej występami pucharowymi a ligowymi w których poki co nie zachwyca. Wiem że kibice z Pruszkowa czy Rzeszowa chcieliby wierzyć ze jej słabe występy przeciwko ich zespołom to zasługa tego ze ich zawodniczki po prostu nie pozwoliły jej na wiele, ale mi jakoś trudno uwierzyć by Kędzia czy Jujka były w stanie zatrzymać Tine skoro nie udało się to jzu paniom ze Spartaka, Brna, Madrytu i teraz z Tarsus. Problem wiec jak dla mnie lezy w samej Tinie, a wysiłek jaki wkłada w mecze euroligowe jest dla mnie tylko częściowym usprawiedliwieniem. W WNBA często terminarz jest zdecydowanie bardziej napięty, rywalki silniejsze a jakos daje rade grac na równiejszym poziomie. Zakładam wiec ze poki co ciezko nie podchodziła do krajowych rywalizacji – może poza meczem z Polkowicami - z taka powaga jak powinna.. oby to się zmieniło już za 1,5 tyg w Bydgoszczy.
Numerem 2 jest Alana mimo fatalnej pierwszej połowy. Grała wtedy tragicznie: nie dośc ze rzucała na siłe ui nic nie trafiała, to zanotowała wonczas jeszcze 6 strat.. Na szczęście w przerwie meczu zaszła u niej znaczna przemiana. Było co prawda jeszcze pare nieprzemyślanych akcji, ale jednak grała już bardziej zespołowo, nie popełniła już żadnej kolejnej straty a za to z powadzeniem obrzydzała w obronie życie Doron. W całym meczu było bardzo wyraźnie widać o ile większa jest skuteczności jej rzutow z akcji wyprowadzonych zespołowo, niż z tych granych indywidualnie, ale bynajmniej nie zamierzam jej bardzo puentować za i takie proby. Z reguły staramy się grac dosc dlugie i ustawione akcje, ale czasem trzeba jednak tez spróbować zaskoczyć rywala tez i w inny sposób. Z naszych obwodowych zawodniczek to właśnie ona ma zdecydowanie największą łatwość zdobywania punktów, wiec od czasu do czasu powinna próbować to wykorzystać. Wczoraj z reguły się to nie udawało, ale niewątpliwi ze jeszcze zdarza się takie mecze w których właśnie ta odrobina szaleństwa będzie dla nas zbawienna
Słowa uznania należą się tez Ouvinie. Jej występ nie był tak spektakularny jak ten ze Spartakiem, ale jednak z nia na parkiecie nasza gra o niebo lepiej niż bez niej. Dlatego z takim niepokojem patrzyłem na sposób w jaki biega na rozgrzewce a także w pierwszej części meczu. Ewidentnie było widac ze ma problemy z poruszaniem się w swoim „nominalnym” tempie, nie grała tak dynamicznie jak zwykle, a po jednej akcji w obronie na jej twarzy pojawił się mocny grymas bólu. W przerwie musiała dostac jakieś mocne środki znieczulające bo na szczęście w drugiej połowie już zdecydowanie bardziej przypominała „siebie”: w ataku sprawnie prowadziła gre zespołu a w obronie nie dała się ogrywać rywalkom mimo ze te (zwłaszcza Robinson) ewidentnie próbowały wykorzystać jej problemu. Po tym meczu dalej prowadzi w klasyfikacji przechwytów, jest tez wysoko w zestawieniu pan najlepiej asystujących a co ważne coraz niżej gdy weźmiemy pod uwagę straty. Wczoraj zaliczyła tylko jedna i to w dużej mierze dzięki Zurowskiej która po zrobieniu zasłony zupełnie nie kontrolowała co się dzieje z piłką i się nie zdarzyła odwrócić do adresowanego do niej podania.
Następną w kolejności zasług jest dla mnie w tym meczu Anke de Mondt. Dalej nie gra jeszcze na takim poziomie jak rok temu (i to zarówno w ataku jak i w obronie) ale jednak swoje do gry zespołu dokłada, zawsze tez możemy liczyc na jej boiskową inteligencje. Wczoraj była co prawda autorką jednej kluczowej straty, gdy przy naszym prowadzeniu 3 punktami na 40-kilka sekund do konca meczu podawała pilke tak ze przy probie dojścia do niej Bard sfaulowała Doron, ale to zasługa sędziów którzy nie odgwizdali ewidentnego faulu Miltonowej.
Całkiem niezłe zawody rozegrały tez Dora (wreszcie w zwycięskim euroligowym meczu) i Żurowska choć obie zaliczyły tez kilka fatalnych zagrań. Węgierka raz fatalnie spudłowała w pierwszej połowie spod kosza, ale mnie duzo bardziej zirytowała jedna sytuacja z drugiej części spotkania gdy na jakies 5 min przed końcem spotkania po nieudanym rzucie za 3 pkt bezsensownie faulowała próbując walczyć o zbiórkę. A ze mieliśmy już przekroczony limit fauli to rywalki dostały szanse na łatwe punkty „z niczego”. Podobnie ma się sprawa z Zurowska. Z jednej strony kilka fajnie zdobytych punktowa, z drugiej wspomniana sytuacja ze strata Ouviny czy tez kompromitujący rzut spod kosza w 4 kwarcie.. Obie panie maja cały czas spory problem z zachowaniem zimnej krwi. Czasem wstrzymują reke mając czysta sytuacje by później bezsensownie dopalić już w dużo mniej sprzyjających sytuacjach.
No i na koniec dwie Polki. Niby nic wielkiego nie zawaliły (1 strata Kaski), niby cos tam dorzuciły/asystowały tylko ze bezwzględny jest dla nich wskaźnik +/-. 13 minut na placu Pauli zakończyło się 8 punktowa strata (czyli tyle ile trąciliśmy do przerwy) 7 minut Kasi – to bilans -7. I niestety nie był to zbieg niekorzystnych okoliczności.. po prostu z nimi na palcu nasza gra staje się duzo mniej efektywna tak w ataku jak i w obronie. Wczoraj zwłaszcza Paula była ogrywana nie miłosiernie w pojedynkach 1 na 1 czy to przez Robinson czy to przez Doron
Podsumowując uważam ze mimo fatalnej obrony przez 25 ten mecz był całkiem niezłym naszym występem. Rywal poprzeczkę postawił dość wysoko, wiec nawet tak minimalna i rodzącą się w bolach wygrana mnie cieszy. Zrobiliśmy krok w stronę PO (choc poki co wcale nie jest to jeszcze pewnik) i także zostaliśmy w grze o rozstawienie w tej fazie. Za tydzień kolejny bardzo istotny mecz w naszej hali, tym razem z Bourges. Spodziewać się nim można jeszcze bardziej agresywnej i fizyczne walki, dlatego dobrze ze mamy w weekend wolne, będzie czas na regeneracje sił i „lizanie ran”.
... tysiące przejechanych kilometrów ... setki przegadanych godzin .. dziesiątki odwiedzonych miast, stadionów i hal ... jedna trójkolorowa pasja ...